Diety keto, carnivore, surowe, niskowęglowodanowe, niskotłuszczowe – prawdę powiedziawszy jest tego tyle, że głowa mała. Osobiście nie jestem fanką diet w żadnym wydaniu. Długi czas sama stosowałam diety eliminacyjne i do dziś unikam (choć nie religijnie) np. picia mleka krowiego – ale jest to bardziej kierowane zdrowym rozsądkiem i słuchaniem ciała, niż jakąkolwiek modną lub mniej modną dietą. Do detoksów sokowych także nie jestem jakoś mega przekonana, choć przyznaję, że warto od czasu do czasu dać organizmowi szansę na regenerację – do tego najskuteczniejsze uznaję jednak krótkie posty, ale o tym będzie już w osobnym wpisie. 😉
Z mojego punktu widzenia jedyną rzeczą, która przynosi faktyczne i długofalowe efekty dla naszego zdrowia jest doskonalenie naszych nawyków żywieniowych. Dieta z definicji nie jest rzeczą, którą mamy stosować w nieskończoność. Zazwyczaj nie jest również w żaden sposób praktyczne np. spożywanie tylko i wyłącznie produktów mięsnych, albo ogromnych ilości tłuszczu. Po prostu nie są to rzeczy naturalne dla współczesnego człowieka i stąd są trudne do utrzymania. Efekty takich diet zazwyczaj, owszem, pojawiają się, ale mają tendencję do znikania praktycznie natychmiast po tym, kiedy wrócimy do naszych starych, dobrych… no właśnie, nawyków żywieniowych.
Dodatkowym argumentem przeciwko dietom jest, w mojej opinii, czerpanie przyjemności z życia. Uważam, że nasza piękna planeta ma do zaoferowania wiele bogactw i ograniczanie siebie w korzystaniu z nich jest skazane na spowodowanie w nas frustracji. Nie mówię tu o konieczności odwiedzania McDonalda w każdy weekend, ale o naturalnych potrzebach naszych organizmów do korzystania ze zbiorów panujących pór roku. Dieta surowa może być świetna w lecie, ale w Polsce, w warunkach zimowych, dostępnych jest bardzo niewiele świeżych lokalnych owoców, czy warzyw niewymagających gotowania, a do tego nasze ciało bardzo łatwo się wyziębia – niewskazane jest więc spożywanie ich w dużych ilościach na surowo. Stąd też uważam, że nie warto całkowicie skreślać i nigdy nie próbować korzystać z diet, jeśli czujemy taką potrzebę – ale stosujemy je tylko i wyłącznie tymczasowo. (Przy okazji – zafiksowanie na jedną „prawidłową” dietę i sztywność zasad uznajemy w Kwiatach Bacha za negatywny stan Rock Water/Wody Skalnej. 🤓)
Dlaczego więc nie przyjrzeć się od razu swoim nawykom, a także przekonaniom na temat jedzenia? Wspaniałym narzędziem okazuje się tutaj moja ukochana Ajurweda. Jej zasady są bardzo proste i promują przede wszystkim zgodność z cyklami Ziemi, co uważam za jeden z najważniejszych czynników pomijanych w dzisiejszych systemach żywieniowych. Ludzki organizm nie jest stworzony, by żyć w odcięciu od Natury i zupełnie nie stosować się jej cykliczności. Niestety, większość diet zupełnie pomija ten kluczowy element, dodając do tego jeszcze założenie „one size fits all”, czyli „jeden rozmiar pasuje wszystkim”.
Z tego powodu polecam zapoznać się z doszami w Ajurwedzie. Dzięki tej prostej wiedzy na temat żywiołów panujących w naszym ciele i w Naturze, możemy zoptymalizować nasze nawyki tak, aby skłaniały się ku smakom i właściwościom posiłków dopasowanym do naszych osobistych potrzeb. Tym sposobem zachowamy także niezwykle ważną różnorodność posiłków, które będą się zmieniały wraz z otaczającą nas pogodą.
Ajurweda oferuje także cenne wskazówki co do czasu, kiedy najlepiej jest spożywać najobfitszy posiłek w ciągu dnia. Jest to pora wczesno-obiadowa, czyli czas ognistej doszy Pitta – od 10:00 do 14:00. Równie istotna jest regularność posiłków, by nasz organizm funkcjonował optymalnie i bez zbędnego stresu, a odpowiedniej długości okno odpoczynku od jedzenia pozwoli mu strawić wszystko do końca przed kolejnym posiłkiem. Warto wyrobić sobie nawyki niepodjadania między posiłkami i kolacji min. 3 godziny przed snem. Osobiście po wczesnej kolacji budzę się dużo bardziej wypoczęta. 💃
Cennym nawykiem jest także unikanie wszelkiej chemii w pożywieniu – zawsze sprawdzajmy składy tego, co kupujemy! Zasada jest prosta – jeśli nie rozumiesz nazw tego, co jest w składzie, najlepiej odłożyć to na półkę. W miarę możliwości warto jest zaprzyjaźnić się z gotowaniem, bo dzięki temu będziemy jeść najbardziej świeżo, mamy pewność, co dokładnie wrzucamy do jedzenia i nie potrzebujemy dodawać konserwantów czy wzmacniaczy smaku – wystarczą świeże i suszone półprodukty, oraz tłuszcze i przyprawy. U mnie produkcja pieczywa ruszyła pełną parą, a w lato tworzyć będziemy kolejne setki słoików kiszonek i zapraw owocowych na zimę. 😍 To może wydawać się trudne lub zbędne – dopóki nie zaczniesz i nie posmakujesz efektów swojej pracy!
Cukier i inne używki – to także zmora dzisiejszego odżywiania. Biały cukier nie oferuje praktycznie żadnych wartości odżywczych, za to mocno uzależnia i przyczynia się do ogromu chorób cywilizacyjnych. Kawa niestety często pada ofiarą ogromnych ilości pestycydów, które niszczą naszą florę bakteryjną. Warto więc zwracać na to uwagę i sięgać po kawy ekologiczne (polecam np. kawy prażone Ale’Eko CAFÉ), a biały cukier zamienić na zdrowsze odpowiedniki jak lokalny surowy miód czy cukier demarara. Myślę, że wyższe ceny takich produktów także promują większą rozwagę w ich spożywaniu! Wyznając zasadę „food is medicine” („jedzenie lekarstwem”) sądzę, że lepiej jest wydać więcej na jedzenie niż potem na leczenie.
Jeśli masz problem z umiarem do słodkości – warto przyjrzeć się obecności grzybów candida (drożdżaków) w swoim organiźmie. To właśnie one powodują niepohamowaną chęć na cukier! Osobiście bardzo pomaga mi 20 kropli nalewki z propolisu wymieszane z wodą i wypijane rano przed śniadaniem – po kilku dniach ochota na cukier prawie całkowicie mija. Naturalna potrzeba smaku słodkiego pojawia się jednak w lecie, kiedy owoce nabierają słodyczy, i właśnie wtedy można sobie pozwolić na nieco więcej. 🍒
PS Polecam ciekawy wpis porównujący diety keto, wegańskie i ajurwedyjską na LifeSpa.com – klik.